Święta
minęły, jutro ostatni dzień starego roku, za oknem zamiast śniegu deszcz.
Siedzimy w domu próbując bez uszczerbku na zdrowiu psychicznym wytrzymać do
czasu, aż Kamiś pójdzie wieczorem spać, a następuje to niestety dopiero po
23.00, więc wieczoru dla nas nie zostaje już zbyt wiele, totalne rozprężenie.
Jakiś regres go dopadł, znów więcej wrzeszczy i piszczy, trudno go
zainteresować czymkolwiek dłużej niż kilka minut, a najgorzej jest jak się
nudzi. Komputer poszedł nieco w odstawkę, więc ciągle ktoś z nim musi być i tak
jeszcze cały nastepny tydzień.
Wigilię
spędziliśmy tylko we trójkę. Menu wigilijne jest całkowicie niezjadliwe dla
Kamisia, więc dostał rybę smażoną z makaronem i pomidorami, czyli jeden z
niewielu zestawów obiadowych, jakie w ogóle zjada. Specjalnie dla niego
zrobiłam pierniczki lukrowane i ozdobione, wyszły super, ale też nie przypadły
mu w tym roku do smaku, zjadł może jeden zaraz po upieczeniu, większość
zjedliśmy sami, część zabraliśmy do mojej siostry.
Kilka dni
przed świętami Kamiś opowiadał, jak to w Wigilię wyjdziemy do ogródka i
będziemy szukać pierwszej gwiazdki zanim zasiądziemy do stołu :-) Fajnie,
pomyślałam sobie. Ale gdy nadszedł ten dzień Kamiś zapomniał zupełnie o
gwiazdce, bo najważniejsze stały się prezenty, na które czekał już od rana,
więc nie w głowie mu było szukanie jakiejś gwiazdki. Otworzyliśmy mu je już przed kolacją, żeby się nieco uspokoił i
zaspokoił ciekawość, bo był coraz bardziej rozstrojony, ale potem w ogóle nie
chciał zasiąść do stołu, w rezultacie zjadł bardzo niewiele, a ryby nie ruszył
w ogóle.
Czasem mam
wyrzuty sumienia, że Kamiś nic z tego, co zawsze się przygotowuje na święta,
nie zjada, że tyle smakołyków go omija, że jego świąteczny jadłospis nie różni
się w ogóle od tego codziennego. Dlatego też może mam mniej serca do ich
przygotowywania, bo wiem, że Kamiś nic z tego nawet nie spróbuje. Dlatego w
zamian odpuszczam mu wtedy wszelkie diety, pozwalam zjadać czekoladowe Mikołaje
nawet kosztem późniejszych ataków krzyków i zwiększonej pobudliwości. Wiem, że
jedzenie to nie jest coś najważniejszego w czasie świąt, ale jednak przygotowuje
się potrawy, których nie jadamy codziennie, a niektóre tylko ten jeden raz w
roku...
Kolejne
dni świąteczne były „wyjściowe”, choć ze względu na Kamisia wołałabym
przynajmniej jeden z nich spędzić w domu, ale tak się w tym roku złożyło, że to
my byliśmy goszczeni.