Jedzenie to nasz ciągły i niezmienny problem. Dwa dni świąt mieliśmy "wyjściowe" i jedyną rzeczą, jakąa Kamiś był w stanie zjeść poza domem był chleb z wędlina. I nie chodzi tu tylko o inny smak potraw, ale także o miejsce, bo Kamiś nie chciał zjeść nawet obiadu przygotowanego przeze mnie w domu i zabranego ze sobą. Nie ruszył też pieczonego kurczaka, ktory jest jednym z niewielu dań obiadowych, które w ogóle zjada, odmówił spróbowania chrupiaąej skórki, którą uwielbia i przy której konsumowaniu jęczy :-) Na szczęście nie mamy wiele okazji wyjściowych, a jeśli mamy już w planie jedzenie na mieście to zawsze znajdzie się gdzieś jakiś McDonalds, a ten posiłek Kamiś zjadłby wszędzie :-) A ja, żeby sobie jeszcze utrudnić, planuję wprowadzenie kolejnych diet...
W grudniu zrobiliśmy Kamisiowi ponownie badania na obecność peptydów z glutenu i kazeiny oraz na dysbiozę jelita. Rok temu wyszły nam oba rodzaje peptydów oraz nieprawidłowa flora bakteryjna w jelicie. Teraz peptydów już nie ma (stosowaliśmy dietę bezmleczną i ograniczaliśmy gluten oraz podawaliśmy probiotyki), natomiast znacznie podwyższony w porównaniu do poprzedniego roku był poziom IAG, co jest wskazaniem do zastosowania diety bezglutenowej. Znacznie podwyższone też były poziomy zwiazków wskazujących na zagrzybienie organizmu (rok temu było ok), więc być może mamy do czynienia z candidą i niezbędna okaże się dieta bezcukrowa i nie wiem jeszcze jaka. Teraz przydałoby się zrobić badanie w tym kierunku, ale raczej bedę szukała prywatnie, bo na tutejszych lekarzy ogólnych nie ma co liczyć. Tak sie zastanawiam, co sie zmienilo przez ten rok, że te grzyby tak urosły? Czy to może mieć jakiś związek z jesiennym regresem Kamisia? Czy możliwe jest, że jesienią, gdy jest większa wilgotność, grzyby się silniej namnażaja, a wiosną i latem ich nie ma albo jest znacznie mniej i stąd zdecydowanie lepsze funkcjonowanie wiosną i latem, a gorsze jesienią i zimą? Rok temu badania robiliśmy we wrześniu, czyli jeszcze przed kryzysem jesiennym, a teraz w grudniu, czyli w trakcie kryzysu. Dużo tych wątpliwości...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz