Weekend zwykle kojarzy sie z odpoczynkiem, relaksem, wspolnym spedzaniem czasu z rodzina, wspolnym wyjsciem. A ja mysle tylko o tym, zeby jakos przetrwac ten czas i zeby minal jak najszybciej. Kamis chyba wchodzi w swoj coroczny jesienny regres. W szkole ma spokoj, zajmuja sie nim non stop to wyladowuje cala zlosc i emocje w domu. Histerie, wymuszenia, kopanie, bicie, wybuchy zlosci bez powodu, nie wiem, ktore to juz okulary zniszczone, a najgorsze sa wrzaski, niemal w kazdej sytuacji, sasiedzi to juz chyba podejrzewaja nas o maltretowanie dziecka, a ja nasluchuje tylko, czy policja nie puka do drzwi... koszmar jakis. W ciagu tygodnia jakos to leci, Kamis jest pol dnia w szkole, potem jest w domu z Darkiem, zjada obiad, jest zmeczony, ale w miare spokojny, jak ja wracam z pracy, to Darek wychodzi do pracy i Kamis ma mnie tylko dla siebie. Ale w weekendy, gdy jestesmy wszyscy razem, zaczyna sie koszmar. Kamis chce miec kazdego z nas osobno na wylacznosc, drugie jest wowczas z okropnym wrzaskiem wyrzucane z pokoju i niech tylko sprobuje zamienic choc slowo, wtedy histeria gotowa. W sobote poszlismy na spacer do parku i na plac zabaw. Przez cale pol godziny byly tylko wrzaski, ryki i placze. Najpierw Kamis wygonil Darka z krzykiem, ze ma sobie stad isc, nie chcielismy pogarszac sprawy, bo i tak juz wrzeszczal na cale osiedle, wiec Darek sam poszedl na zakupy, a my zostalismy w parku. Spelnialam niemal wszystkie jego zachcianki, pozwolilam mu chodzic gdzie chcial i ktoredy, ale to i tak nic nie dalo. Wybral jedna droge, ktora poszlismy, po czym po okolo 10 minutach zaczal mi uciekac z wrzaskiem, ze on chcial isc inna droga i mamy wracac. Wymysla powody do krzyku, a jak ich nie ma krzyczy, ze on chce plakac i jak ma to zrobic, wykrzywia sie i zmusza do placzu. Tak jakby potrzebowal sie nakrecac na te histerie, a ja zupelnie nie wiem, co mam robic, po kilku takich akcjach w krotkim czasie trace cierpliowsc i mam ochote wyjsc i nie wracac. Boje sie z nim isc na dwor, bo nie wiem, co nowego wymysli i kiedy wybuchnie. Nie wezme go przeciez na rece i nie przyniose do domu, jak mi sie rzuci na ziemie, bo jest za ciezki.
Do tego wkurzona jestem na tutejszych terapeutow od siedmiu bolesci. Dzis rano mielismy spotkanie z terapeutka zajeciowa. Mialam nadzieje, ze moze cos nam doradzi na te jego wrzaski, moze skontaktuje sie ze szkola i tam troche z nim pocwiczy, no nie wiem. Ona nas wysluchala i stwierdzila, ze nam nie moze pomoc z tymi problemami i skontaktuje nas z psychologiem, a w ogole to ona konczy z Kamisiem, bo nic wiecej tutaj juz nie zrobi. Ok, klocic sie z nia nie bede i wymuszac jakichs terapii. Zapytalam o to SI, czy moze sa jacys specjalisci tutaj w Szkocji, moze ona zna, bo chcielibysmy tak bardziej konkretnie z Kamisiem popracowac. Na co ona stwierdzila, ze przeciez dala nam cwiczenia, ktore sa wlasnie z integracji sensorycznej i wlasnie ukierunkowane na Kamisia, zebysmy sobie sami je robili w domu, a w ogole to nie ma zadnych dowodow, ze taka terapia w ogole dziala i przynosi efekty. Tutaj juz przestalo mi sie chciec z nia rozmawiac. Przemilczalam wiec, ze te zalecenia dala nam kilka miesiecy temu, gdy problemy byly troche inne, a poza tym, czy zalecenia typu skakanie na trampolinie, hustanie na hustawce, wspinanie sie po drabinkach, krecenie na karuzeli, kilka prostych cwiczen na pilce, pchanie sciany, dzwiganie ciezkich rzeczy mozna nazwac terapia? Owszem, dla Kamisia jest to fajna zabawa, jak ma dobry nastroj i mu sie chce, jest potem spokojny, ale dlatego, ze zajmujemy sie wtedy nim i jest to dla niego przyjemne i fajne. Ona sie chyba spodziewala, ze Kamis sobie pomysli: oho, zbliza sie atak, to musze gdzies rozladowac energie, poskacze sobie na przyklad na trampolinie. Tylko, ze to tak nie dziala, bo on sobie nie zdaje sprawy ze swoich frustracji, zlosci i wrzaskow, a my tez nie jestemy w stanie ich przewidziec, bo to sa nagle zmiany nastroju, w jednej chwili jest wesoly, a za sekunde przypomni sobie cos albo cos mu sie skojarzy nie tak i zaczyna wrzask i ryki, gdzie wtedy jest czas na cwiczenia...?
W takich chwilach to zastanawiam sie, czy to w ogole mozliwe, zeby Kamis byl kiedys choc toche samodzielny... I jaki to wszystko ma sens...