Wymęczyliśmy
Kamisia w ten weekend strasznie :-) Z powodu braku dostępu do konkretnych
terapii postanowiliśmy poszukać dla niego jakichś zajęć sportowych dla dzieci
niepełnosprawnych, żeby zająć mu trochę czas, szczególnie w weekendy i trochę
go usportowić, bo to jego bardzo słaba strona. Okazuje się, że jest tego nawet
sporo, ale niestety większość dość daleko, a bez samochodu dojazd przez pół
miasta z Kamisiem to duże wyzwanie. Znalazłam jednak zajęcia gimnastyczne w
centrum sportowym oddalonym około 10 minut od nas autobusem, więc
postanowiliśmy spróbować. Zwlekliśmy się w sobotę wczesnym rankiem z łóżek, bo
zajęcia były na 9.15 i pojechaliśmy. Było tylko 5 dzieci i 3 dziewczyny
prowadzące, więc dla nas super. Ogólnie wyglądało to jak salka do gimnastyki
akrobatycznej, były rozłożone materace, kozioł, równoważnia, trampolina, drążek
do fikołków, drabinki. Kamiś głównie biegał i skakał i głównie ze mną, bo pomoc
dziewczyn odrzucał, bał się większości rzeczy, nie chciał nawet wsiąść na
zwykłego kozła nie mówiąc o równoważni,
ale nawet zwykłe bieganie to zawsze jakiś ruch i coś nowego, może z
czasem odważy się na więcej. Po zajęciach postanowiliśmy pójść jeszcze na
soft-play, który był w tym samym budynku. Byliśmy tam ostatnio chyba ponad rok
temu i nie bardzo nam się podobało, bo było mało rzeczy do zabawy, do tego
wszystko za wysokie i za trudne dla Kamisia, więc niespecjalnie nas tam potem
ciągnęło :-) Jednak zaskoczyliśmy się
bardzo pozytywnie, bo zrobili tam wszystko od nowa i teraz jest naprawdę super,
mnóstwo wspinania, zjeżdżalnie, tory przeszkód, a wszystko bardzo bezpieczne i
w sam raz dla Kamisia, nie za duże i nie za małe. Do tego jest niewielka ścianka
wspinaczkowa i coś w rodzaju płyty na podłodze ze światełkami, tak jakby zabawa
światłem czy coś takiego, nie wiem dokładnie, bo Kamiś nie był tym w ogóle
zainteresowany.
Oczywiście na
początku Kamiś bał się dosłownie wszystkiego, dobrze, że mogłam się tam z nim
wspinać, bo sam to by chyba łaził tylko po najniższym poziomie. Nie zmuszałam
go do niczego, chodził tylko tam gdzie sam chciał, ale jednocześnie zachęcałam
go do spróbowania czegoś nowego, innej trasy mając nadzieję, że powoli się do
tego przekona. Wczoraj dotarliśmy do drugiego poziomu, gdzie była zjeżdżalnia,
wyżej go już nie zmuszałam, bo były ryki.
Dziś znów tam
pojechaliśmy i zdobyliśmy najwyższy poziom i nawet pod koniec Kamiś odważył się
zjeżdżać ze zjeżdżalni w kształcie zakręcownej rury, najpierw ze mną, a potem
już sam (początkowe ryki i wrzaski pominę milczeniem, w końcu najważniejszy
jest efekt końcowy :-)
Po zabawie
zaplanowaliśmy jeszcze dodatkową atrakcję czyli basen, na który nie trzeba było
Kamisia specjalnie namawiać, bo wodę uwielbia i w przeciwieństwie do innych
sportów nie czuje żadnego lęku. Pływaliśmy głównie w największym basenie, raz
nawet zjechaliśmy ze zjeżdżalni, trochę też pogrzaliśmy się w cieplutkiej
wodzie i pomasowaliśmy biczami wodnymi. Kamiś wymyślił zabawę (cytuję): Ty
(czyli ja) będziesz rekinem i będziesz mnie gonił, a tata będzie wielorybem.
Potem będziesz mnie jadł, a potem wypluwał :-)
Więc byłam rekinem,
jadłam i wypluwałam (na niby oczywiście :-)
Niestety, gdy po prawie 1.5
godziny zarządziliśmy koniec basenowania, Kamiś kategorycznie odmówił ,
powiedział, że on chce tu być cały czas, nawet w nocy i do końca świata! Na
moje prośby i groźby poważnych konsekwencji nie wyjścia z basenu dobrowolnie,
ryki przeszły we wrzaski, a potem w piski, skończyło się więc na wyciągnięciu
gagatka siłą i zaciągnięciu do szatni, gdzie wrzaski przeszły w typowe ataki
Kamisia połączone z krzykami. Uspokoił się dopiero jak wyszliśmy na zewnątrz.
Gdy wróciliśmy do domu walnął się od razu na łóżko, ale po zjedzeniu obiadu
siły mu wróciły i teraz okupuje znów komputer. A ja miałam chwilę spokoju na
napisanie tego posta :-)
Fajne są takie aktywne dni.
OdpowiedzUsuńJa w swoim mieście szukam czegoś fajnego dla małych dzieci, ale klapa.
Basen daleko. W dodatku młody nie chce wejść do zimnej wody, jeśli wcześniej zasmakuje tej cieplejszej. :) No i biega po pływalni, więc co chwilę jest pad, a ja tylko patrzę jak ratować głowę...