Już po urlopie, już
po wakacjach, dziś Kamil był pierwszy dzień szkole.
Wróciliśmy w piątek
wieczorem po kilku perturbacjach lotniskowych. Pierwszy raz lecieliśmy z
warszawskiego lotniska Chopina i jeśli nie będzie to konieczność, to zamierzamy
omijać to lotnisko szerokim łukiem, bo to zdecydowanie nie jest miejsce dla
nadwrażliwego autysty, tłum ludzi, hałas, kolejki, opóźnienia. Pierwszy problem
pojawił się, gdy zamawialiśmy taksówkę na lotnisko (naiwnie założyłam, że tak
jak u nas przyjedzie w 5 minut), okazało się, że trzeba czekać około 15 minut.
Na szczęście mieliśmy nieco nadmiaru czasu, więc nie było paniki, czy zdążymy.
Gdy po 15 minutach taksówki wciąż nie było, nieco się zaniepokoiliśmy, bo
zostało nam około godziny do zamknięcia bramek, a co będzie, jak po drodze będą
korki albo kolejka do odprawy, w końcu to duże lotnisko i co kilka minut
startuje jakiś samolot. Próbowałam dodzwonić się do firmy taksówkowej, ale
wciąż było niedostępne, w końcu zamówiłam kolejną taksówkę z innej korporacji.
I tutaj znów problem, bo nie mam polskiego numeru telefonu i pani nie może do
mnie oddzwonić, wkurzyłam się i mówię, ża natychmiast potrzebuję taksówki na
lotnisko! Nie rozumiem, co to za problem, z jakiego telefonu dzwonię, czy
każdy, kto chce zamówić taksówkę, musi mieć polski telefon?! W końcu przyjęła
zamówienie i taksówka miała być do 10 minut. Mieliśmy już około pół godziny
opóźnienia. Nagle pojawiła się ta pierwsza taksówka i okazało się, że czeka już
około 15 minut, ale pod innym numerem, my staliśmy pod 2A, a ona czekała pod 2.
Zapakowaliśmy się szybko, odwołałam jeszcze tę drugą już jadącą w naszym
kierunku taksówkę i pojechaliśmy wreszcie. Na szczęście nie było korków, więc
na lotnisku byliśmy około pół godziny przed zamknięciem bramek. Kolejek dużych nie
było, więc szybko przeszliśmy przez kontrolę bagażową i spokojniejsi (oprócz
mnie :-) poszliśmy w kierunku naszej bramki. Niestety okazało się, że nasz
samolot jest pół godziny opóźniony (inne samoloty też były opóźnione, ludzie
zdenerowowani czekający na lotnisku nawet kilka godzin), więc nie zostawało nic
innego jak czekać. Od ostatniej akcji histerycznej Kamila na lotnisku kupujemy
zawsze pierwszeństwo wejścia na pokład, więc przynajmniej nie musieliśmy
pilnować swojej kolejki w tłumie pasażerów, tylko usiedliśmy sobie w
spokojniejszym miejscu. Po około pół godzinie wreszcie otworzyli bramki,
niestety w autobusie do samolotu okazało się, że jest kolejne 20 minutowe
opóźnienie z powodu dużego ruchu na lotnisku i kolejne czekanie. Kamil poznał
młodszego kolegę i nawet fajnie sobie rozmawiali, więc na szczęście się nie
nudził i jakoś przetrwaliśmy. Wystartowaliśmy z około godzinnym opóźnieniem.
Gdzieś w połowie lotu pilot nas poinformował, że opóźnienie było spowodowane
wypadkiem podczas lądowania w Warszawie, ponieważ samolot zderzył się z ptakiem
i konieczne były dokładne oględziny samolotu. Dobrze, że nie wiedziałam o tym
wcześniej, bo mój stres wzrósłby jeszcze bardziej. Dalej nie było już żadnych
niespodzianek i szczęśliwie, choć z mocnym uderzeniem, wylądowaliśmy w Szkocji.
Kamil w czasie całej podróży był super, no może poza opowiadaniem głupot
poznanemu koledze o spadającym samolocie, kosmitach, wybuchających wulkanach i
tym podobnych rzeczach :-)
Kilka dni przed
powrotem do Szkocji dostałam niespodziewanie zaproszenie na rozmowę w sprawie
pracy z ogłoszenia wysłanego pod koniec czerwca, które uznałam już za nieudane,
więc cały weekend przygotowywałam się do niej i nawet nie miałam czasu odpocząć.
Rozmowę miałam wczoraj, ale jeszcze nie znam wyniku. Było dość luzacko, więc
trudno powiedzieć, jak wypadłam, przedstawiłam prezentację swoich wyników, mało
mnie ogólnie wypytywali, wszystko trwało około pół godziny, okazało się, że ten
lab współpracuje z moim pierwszym szefem, a także znają mojego drugiego szefa,
ale czy to będzie dla mnie na plus, to się okaże. Ale miejsce do pracy fajne,
nowoczesny budynek, duże przestrzenie, dojazd z domu tylko około 15 minut,
prawie w samym centrum.
Dopiero dziś miałam trochę
czasu na odpoczynek, do tego zakupy do szkoły dla Kamila, bo tak w te wakacje
przytył, że żadne spodnie na niego nie pasują! Od rana do wieczora: co ja mogę
zjeść?? I bynajmniej nie chodziło mu o standardowe posiłki.