czwartek, 7 czerwca 2012

16.


Strasznie mi sie nie chcialo isc na ten koncert, bo wciaz mialam katar i ataki kaszlu, ale nie bylo wyjscia, bo bilety zostaly zakupione wczesniej, a nikt wiecej z Kamisiem nie mogl tam pojsc. Mielismy miejsca na balkonie, bo chcialam, zeby bylo bardziej atrakcyjnie dla Kamisia, ale nawet dobrze sie zlozylo, bo wiekszosc ludzi siedziala na dole i tam byl najwiekszy halas, a na gorze bylo malo ludzi, wiec bylo spokojniej, kolo nas siedzialy dwie bardzo grzeczne dziewczynki, ktore nie robily absolutnie zadnego halasu, chyba najwiekszym halasnikiem byl tam Kamis :-) Bylismy kilkanascie minut wczesniej, Kamis ogladal i zachwycal sie wszystkim, szczegolnie swiatlami, bo byl pierwszy raz w takiej sali koncertowej. Chcialam zrobic kilka zdjec, wiec zajelam sie aparatem, a Kamis doslownie w sekunde wyrzucil okulary z balkonu. Wkurzylam sie, bo tyle razy mu powtarzalam, ze nie wolno wyrzucac ani wyginac okularow, ale to jest chyba silniejsze od niego. Do rozpoczecia koncertu zostalo kilka minut, wiec stwierdzilam, ze jest za malo czasu, zeby schodzic na dol przez pol filharmonii i szukac tych okularow, ktore do tego nie wiadomo, gdzie spadly, postanowilam, ze poszukamy po koncercie, najwyzej pojda na straty. Kamis oczywiscie wpadl w lekka histerie okularowa, najpierw kazal mi isc po okulary, potem chcial isc sam i patrzec na mnie siedzaca na balkonie z dolu, w koncu jakos sie uspokoil. Skupilam sie juz tylko na nim, zeby znow nie zrobil czegos glupiego. Zaczal sie koncert, ktos patrzacy z boku na Kamisia zobaczylby cieszace sie dziecko, swietnie bawiace sie na koncercie, rece lataly bezustannie gora-dol, ale jakby tak przysluchal sie temu, co Kamis mowi, to uslyszalby, ze powod radosci bynajmniej nie jest zwiazany z koncertem... Kamis gadal wciaz o okularach, trwalo to tak z pol godziny, a radosc wynikala z mysli, ze okulary sa na pewno na scenie, za kurtyna i my tam potem pojdziemy :-) Jak znudzil mu sie temat okularow, to zaczal sprawdzac, czy da się polizac własny lokiec (to ostatnie egzystencjalne wyzwanie Kamisia, wczesniej w domu juz kilka razy zadawal mi to pytanie i probowal), a kiedy sie okazalo, ze nie bardzo, kazal mi lizac :-) W miedzyczasie odwiedzilismy toalete, wiec byla chwila odpoczynku, a ostatnie kilkanascie minut spedzil na moich kolanach przytulajac sie i kazac sie sciskac jak najmocniej. Jakos wytrwalismy do konca, nawet nie bylo tak zle. Wychodzac zaszlismy jeszcze na dol poszukac okularow i okazalo sie, ze ktos oddal je bileterowi przy wejsciu, wiec byly cale i zdrowe na szczescie dla Kamisia, bo juz mialam wizje, ze spadly na podloge i zostaly rozdeptane przez biegajace dzieci :-) No i tak wygladal nasz koncert. Kamis zapewne niewiele skorzystal, jeszcze mniej pamieta, ale zawsze to cos innego od codziennej rutyny i mam nadzieje, ze mial choc troche przyjemnosci, chociazby zachwycajac sie sala, swiatlami  i zastanawiajac sie, czy mozna wejsc na sufit :-)

PS. Egzamin zdany :-)

1 komentarz:

  1. gratulacje!!!!
    historia z okularami i łokciem niezła...
    to niesamowite, że się znalazły

    OdpowiedzUsuń