środa, 24 grudnia 2014

125.


Z okazji Świąt Bożego Narodzenia
życzymy Wam
spokoju
radości
rodzinnego ciepła
oraz wszystkiego najlepszego w Nowym Roku!

Jola i Kamil


piątek, 31 października 2014

124.

Od jakiegoś czasu eksperymentuję z różnymi przepisami bezglutenowymi, bezmlecznymi i bezcukrowymi, aby trochę urozmaicić dietę Kamila. Kamil nie przepada za ciastami, ale babeczki nawet polubił. Robiłam mu kilka razy babeczki marchewkowe (przepis inspirowany zwykłym ciastem marchewkowym) i bardzo mu smakowały. Są miękkie, nie kruszą się, a marchewka jest w ogóle nie wyczuwalna, za to dodaje babeczkom słodkości i wilgotności. 
Dziś natomiast inspirując się tym właśnie przepisem zrobiłam Hallowinowe babeczki migdałowe. Kamil zjadł cztery na raz, zjadłby pewnie więcej, gdybym ich nie schowała na jutro, więc na pewno mu smakowały.  Pomyślałam, że umieszczę tutaj mój przepis, może komuś zasmakuje :-)
 

Babeczki migdałowe 

 



 Składniki

Ø      3 jajka
Ø      3 łyżki ksylitolu
Ø      2 łyżki syropu z agawy
Ø      5 czubatych łyżek mąki migdałowej
Ø      1,5 czubatej łyżki mąki ziemniaczanej
Ø      ok. 50 ml roztopionego oleju kokosowego (lub masła klarowanego)
Ø      ½ łyżeczki proszku do pieczenia (bg)
Ø      ½ łyżeczki sody oczyszczonej
Ø      posiekane migdały

Wykonanie

Oddzielić żółtka od białek. Żółtka zmiksować z ksylitolem na puszystą masę, dodać syrop z agawy, porcjami roztopiony olej kokosowy, wymieszać mikserem. Potem dodać obie mąki, proszek i sodę, wymieszać. Na koniec dodać posiekane migdały i ubitą na sztywno pianę z białek, wymieszać delikatnie łyżką. Nałożyć do foremek na babki do ok. ¾ wysokości. Wierzch babeczek można posypać mielonymi migdałami (ja dodatkowo dziś powtykałam do środka małe pianki mashmallows – to jedyny produkt z cukrem w babeczkach). Piec ok. 20-25 min w 180 stopniach aż babeczki będą brązowe (sprawdzić patyczkiem, czy są  dobrze upieczone). Z tej porcji wychodzi około 10 babeczek.

Jeśli nie macie gotowej mąki migdałowej, można ją zrobić samemu mieląc obrane ze skórki migdały w zwykłym blenderze. Migdały można też zastąpić np. orzechami i wtedy wyjdą babeczki orzechowe. Do środka można dać pokruszone migdały albo w większych kawałkach, jak kto lubi. Można też zrobić wersję czekoladową dodając do ciasta kakao lub karob. Smacznego!

sobota, 25 października 2014

123.


Kamil dostał nowe dorosłe łóżko. Taki już z niego chłopak wyrósł, że ledwie się mieścił w małym, w którym do tej pory spał. Teraz ma dużo miejsca i najwygodniejsze łóżko w całym domu. Niestety od remontu w jego pokoju co noc budzi się i przychodzi do mnie do łóżka. Już nie mam pomysłu, jak go przekonać, żeby spał całą noc w swoim. Raz nawet położyłam się koło niego mając nadzieję, że szybko zaśnie i wtedy wrócę do siebie. Gdzie tam! Wiercił się, kręcił, co kilka minut odwracał się do mnie z uśmiechem od ucha do ucha i ani w głowie mu było spanie. W końcu jak co noc wylądowaliśmy w moim łóżku, gdzie zasnął niemal natychmiast.

Kamis powiedział mi niedawno: Wszyscy w tym domu pracują, tylko ty jesteś leniuchem! Powiedziałam mu, żeby się najpierw zastanowił, kto w tym domu sprząta, gotuje, pierze, prasuje, zmywa, robi zakupy, gotuje...

środa, 17 września 2014

122.


Jutro referendum w Szkocji... My jako rezydenci też mamy prawo do głosowania, dostaliśmy oficjalne karty do głosowania... I mam dylemat, czy w ogóle powinniśmy współdecydować razem ze Szkotami co do ich niepodległości. Bo to nie są jakieś tam wybory na kilka lat, ale decyzja nieodwołalna... Dopiero teraz dociera do mnie ważność takiej decyzji i sama nie wiem, co powinniśmy zrobić. Czy chcemy się związać z tym krajem na dłużej? My mamy wybór, jak będzie nie tak, to zawsze możemy wyjechać... Nie zazdroszczę Szkotom podejmowania takich decyzji...
Ciekawe jak Kamil by zadecydował, gdyby mógł :-) Wczoraj go zapytałam, czy gdybym znalazła pracę w Anglii to chciałby się tam przeprowadzić? Odpowiedział, że nie, bo lubi Szkocję i tutaj chce mieszkać :-) 

18/9/2014

Byliśmy, zagłosowaliśmy... Drugiej szansy na niepodległość Szkocja nie będzie miała...

piątek, 5 września 2014

121.


Polskie i nie tylko, fiksacje Kamila. Zaczęło się jeszcze przed wyjazdem – Kamil pewnego dnia oznajmił, że mam mu więcej nie dawać żadnych posiłków na talerzu ze świnką Peppą, bo nie może na niego patrzeć :-) W sumie mogę zrozumieć, ale podobna akcja była z plakatem z literkami, który już kilka lat wisiał po zewnętrznej stronie drzwi jego pokoju. Nie od razu załapałam, o co chodzi. Kamil nagle zaczął nagminnie zamykać drzwi od swojego pokoju, ok, pomyślałam, że może chłopak dorasta i chce mieć trochę spokoju od rodziców... Taaa :-) Zauważyłam, że dziwnie siedzi przy biurku, przechylony i z jednym okiem przymkniętym, taki powykręcany, a jak go zapytałam, czemu tak siedzi, to w końcu okazało się, że nie chce patrzeć na ten plakat :-) Plakat został zdjęty i schowany do zabrania dla mojego siostrzeńca, ale zamykanie drzwi pozostało...
Wodę Żywiec z powodu Kamila zaczęliśmy omijać szerokim łukiem :-) Jest tam pod napisem takie małe zdjęcie, dopóki był to założyciel fabryki czy coś podobnego było wszystko w porządku. Zaczęło się, gdy Darek powiedział Kamilowi, że to jest cesarz Franciszek Józef, Kamil stwierdził, że nie może na niego patrzeć i mamy zabrać tę butelkę. Niby nic, ale to była fajna litrowa butelka z dziubkiem do picia wygodnym dla Kamila, więc nie chcieliśmy się jej pozbywać, tym bardziej, że byliśmy na wsi, a w najbliższej okolicy nie było żadnego sklepu. Najpierw zamalowałam cesarza :-) Niestety marker nie był chyba permanentny, bo zmył się dość szybko. W końcu zerwałam całą naklejkę i problem został na szczęście rozwiązany. Potem już wybieraliśmy wody innych marek :-) W domu próbowałam dociec, czemu Kamil nie lubi tego cesarza :-) Żartowaliśmy, że cały pokój obkleimy jego zdjęciami i wszędzie będą jego podobizny. Poszukaliśmy w internecie informacji, dlaczego akurat cesarz Franciszek znalazł się na wodzie Żywiec, Kamil kazał sobie wydrukować etykietę i powiesić przy biurku, tak przetrwała całą noc, a rano zaraz po przebudzeniu zarządził: zabierz to!

czwartek, 21 sierpnia 2014

120.

Wracam jeszcze na chwilę do naszego wyjazdu do Polski. Był on inny, przede wszystkim dla Kamila. Nie było krzyków i wrzasków, jak rok temu, najpierw, że chce wracać do Szkocji, a potem, że chce zostać w Polsce i pytania przez kolejne kilka tygodni, kiedy znów pojedziemy do Polski. Jeszcze przed wyjazdem oznajmił, że chce jeździć do Polski tylko jako gość, bo jego dom jest w Szkocji... A jak go zapytałam, gdzie chciałby mieszkać, w Polsce czy w Szkocji, to wybrał Szkocję... Trudno mu się dziwić, w końcu tutaj z niemowlaczka zmienił się w chłopaczka, a teraz już całkiem dużego chłopa :-) To tutaj ma swój pokój, swoje łóżko, swoje zabawki, książki, szkołę. To miasto zna najlepiej, bo Polskę zna tylko z naszych krótkich, niezbyt częstych wyjazdów. Mam takie marzenie, żeby kiedyś kupić sobie w Polsce małe mieszkanko, żebyśmy mogli przyjeżdżać do siebie, a nie do kogoś, może wtedy przyjeżdżalibyśmy częściej i Kamil bardziej poczułby, że w Polsce też ma swoje miejsce... Ciekawe, co wtedy by wybrał... Ale to na razie sfera mało realna.

środa, 13 sierpnia 2014

119.


Już po urlopie, już po wakacjach, dziś Kamil był pierwszy dzień szkole.
Wróciliśmy w piątek wieczorem po kilku perturbacjach lotniskowych. Pierwszy raz lecieliśmy z warszawskiego lotniska Chopina i jeśli nie będzie to konieczność, to zamierzamy omijać to lotnisko szerokim łukiem, bo to zdecydowanie nie jest miejsce dla nadwrażliwego autysty, tłum ludzi, hałas, kolejki, opóźnienia. Pierwszy problem pojawił się, gdy zamawialiśmy taksówkę na lotnisko (naiwnie założyłam, że tak jak u nas przyjedzie w 5 minut), okazało się, że trzeba czekać około 15 minut. Na szczęście mieliśmy nieco nadmiaru czasu, więc nie było paniki, czy zdążymy. Gdy po 15 minutach taksówki wciąż nie było, nieco się zaniepokoiliśmy, bo zostało nam około godziny do zamknięcia bramek, a co będzie, jak po drodze będą korki albo kolejka do odprawy, w końcu to duże lotnisko i co kilka minut startuje jakiś samolot. Próbowałam dodzwonić się do firmy taksówkowej, ale wciąż było niedostępne, w końcu zamówiłam kolejną taksówkę z innej korporacji. I tutaj znów problem, bo nie mam polskiego numeru telefonu i pani nie może do mnie oddzwonić, wkurzyłam się i mówię, ża natychmiast potrzebuję taksówki na lotnisko! Nie rozumiem, co to za problem, z jakiego telefonu dzwonię, czy każdy, kto chce zamówić taksówkę, musi mieć polski telefon?! W końcu przyjęła zamówienie i taksówka miała być do 10 minut. Mieliśmy już około pół godziny opóźnienia. Nagle pojawiła się ta pierwsza taksówka i okazało się, że czeka już około 15 minut, ale pod innym numerem, my staliśmy pod 2A, a ona czekała pod 2. Zapakowaliśmy się szybko, odwołałam jeszcze tę drugą już jadącą w naszym kierunku taksówkę i pojechaliśmy wreszcie. Na szczęście nie było korków, więc na lotnisku byliśmy około pół godziny przed zamknięciem bramek. Kolejek dużych nie było, więc szybko przeszliśmy przez kontrolę bagażową i spokojniejsi (oprócz mnie :-) poszliśmy w kierunku naszej bramki. Niestety okazało się, że nasz samolot jest pół godziny opóźniony (inne samoloty też były opóźnione, ludzie zdenerowowani czekający na lotnisku nawet kilka godzin), więc nie zostawało nic innego jak czekać. Od ostatniej akcji histerycznej Kamila na lotnisku kupujemy zawsze pierwszeństwo wejścia na pokład, więc przynajmniej nie musieliśmy pilnować swojej kolejki w tłumie pasażerów, tylko usiedliśmy sobie w spokojniejszym miejscu. Po około pół godzinie wreszcie otworzyli bramki, niestety w autobusie do samolotu okazało się, że jest kolejne 20 minutowe opóźnienie z powodu dużego ruchu na lotnisku i kolejne czekanie. Kamil poznał młodszego kolegę i nawet fajnie sobie rozmawiali, więc na szczęście się nie nudził i jakoś przetrwaliśmy. Wystartowaliśmy z około godzinnym opóźnieniem. Gdzieś w połowie lotu pilot nas poinformował, że opóźnienie było spowodowane wypadkiem podczas lądowania w Warszawie, ponieważ samolot zderzył się z ptakiem i konieczne były dokładne oględziny samolotu. Dobrze, że nie wiedziałam o tym wcześniej, bo mój stres wzrósłby jeszcze bardziej. Dalej nie było już żadnych niespodzianek i szczęśliwie, choć z mocnym uderzeniem, wylądowaliśmy w Szkocji. Kamil w czasie całej podróży był super, no może poza opowiadaniem głupot poznanemu koledze o spadającym samolocie, kosmitach, wybuchających wulkanach i tym podobnych rzeczach :-)

Kilka dni przed powrotem do Szkocji dostałam niespodziewanie zaproszenie na rozmowę w sprawie pracy z ogłoszenia wysłanego pod koniec czerwca, które uznałam już za nieudane, więc cały weekend przygotowywałam się do niej i nawet nie miałam czasu odpocząć. Rozmowę miałam wczoraj, ale jeszcze nie znam wyniku. Było dość luzacko, więc trudno powiedzieć, jak wypadłam, przedstawiłam prezentację swoich wyników, mało mnie ogólnie wypytywali, wszystko trwało około pół godziny, okazało się, że ten lab współpracuje z moim pierwszym szefem, a także znają mojego drugiego szefa, ale czy to będzie dla mnie na plus, to się okaże. Ale miejsce do pracy fajne, nowoczesny budynek, duże przestrzenie, dojazd z domu tylko około 15 minut, prawie w samym centrum.

Dopiero dziś miałam trochę czasu na odpoczynek, do tego zakupy do szkoły dla Kamila, bo tak w te wakacje przytył, że żadne spodnie na niego nie pasują! Od rana do wieczora: co ja mogę zjeść?? I bynajmniej nie chodziło mu o standardowe posiłki.

wtorek, 29 lipca 2014

118.

Pozdrowienia z wakacji w Polsce :-) Odwiedzilismy stolicę i nawet udalo nam się dotrzeć na Stare Miasto. Potem spedzilismy 3 dni na Slasku, spotkalismy się z naszą pania Ola w Opolu, a jutro jedziemy wyciszac sie na
podrzeszowska wieś :-)
Kamil daje rade, choc nie obylo sie bez kilku akcji, ale ogolnie nie jest źle. To tak krótko, bo piszę z tableta, a to nie jest zbyt wygodne.
Pozdrawiamy wakacyjnie!

piątek, 13 czerwca 2014

117.


Milczę, bo jakoś weny brak, bo czasami dołowato jest, teraz też nie wiem, o czym pisać... Jesteśmy, idziemy jakoś do przodu, raz lepiej, raz gorzej. Ostatnio mam mniej wolnego, bo zajmuję się moim siostrzeńcem trzy razy w tygodniu, ale może to i lepiej, bo nie mam czasu myśleć o głupotach. Jakaś stagnacja mnie dopadła i czekam na jakieś pozytywne zmiany. Miałam nadzieję (choć nikłą) na pozytywny wynik egzaminu na prawo jazdy, ale niestety nie udało się. Z pracą też kiepsko i sama nie wiem, co mam dalej robić, im dłuższa przerwa (a po wakacjach będzie już rok), tym trudniej będzie potem wrócić do zawodu.
W tym tygodniu zakończyliśmy terapię Johansena, nasz tarapeuta stwierdził, że terapia przyniosła oczekiwane rezultaty, bo wyniki badania słuchu Kamila są super. Zaproponował nam terapię INPP, ale nawet nie bardzo wiem, co to jest, muszę poczytać i zastanowić się, czy warto.
Za półtora tygodnia wakacje, Kamil już się nie może doczekać, my trochę mniej, tym bardziej, że 2 razy w tygodniu do południa będzie u nas mój siostrzeniec, a Kamil niezbyt dobrze na niego reaguje, oj, ciężki będzie ten lipiec.
Potem, pod koniec lipca lecimy do Polski i planujemy spędzić go w większości na wsi, mając nadzieję na wyciszenie nie tylko Kamisia, ale także nasze. I oby nie było tropikalnych upałów, bo nie wiem, jak nasze organizmy to zniosą. Mamy też zaplanowane spotkanie z naszą terapeutką z Prodeste, która pierwszy raz zobaczy Kamila na żywo :-)

sobota, 19 kwietnia 2014

116.

Z wiosennej
słonecznej 
i zielonej Szkocji
przesyłamy serdeczne
życzenia świąteczne!



środa, 9 kwietnia 2014

115.


Z rozmów z Kamilem:

-         A czy Pan Jezus po jaskini poszedł do nieba? – zapytał Kamil. Na religii w szkole robili wieniec Wielkanocny ze scenkami świątecznymi.
-         Tak, wrócił do domu swojego Ojca – odpowiedział mu tata.
-         A czy to taki dom kupny czy wynajęty?

*  *  *

-         Ja już nie pójdę do cichego pokoju  - oznajmił Kamil wczoraj po kąpieli.
-         No, mam nadzieję, że będziesz teraz grzeczny – odpowiedziałam.
-         Tak, bo im starszy, tym mądrzejszy.

środa, 2 kwietnia 2014

114.


Dziś dzień autyzmu, świadomości, wiedzy. W polskich mediach, na blogach sporo informacji, spotkań, akcji, a tutaj u nas cicho, spokojnie. Myślę tak sobie. Nie znam osobiście polskich realiów życia z dzieckiem niepełnosprawnym, bo gdy wyjeżdżaliśmy z Polski autyzm jeszcze nie istniał w naszym życiu, znam jedynie z blogów, artykułów, for i nie jest to fajny obraz, ciagła walka o wszystko, nawet często o najzwyklejsze godne życie, o terapie, edukację, bieganie po urzędach, komisjach, strach o to, czy dziecko dostanie nadal orzeczenie, czy może już jest „wyleczone”, bo dzięki terapii funkcjonuje całkiem dobrze, masa papierków, dokumentów.
Tutaj u nas jest po prostu spokój, nie trzeba nigdzie biegać, załatwiać co rok nowe orzeczenia, od diagnozy 2 lata temu w zasadzie nic się nie dzieje. Orzeczenie o niepełnosprawności zostało przyznane na 3 lata jeszcze nawet przed oficjalną diagnozą, formularz wypełniłam w domu, wysłałam pocztą, miałam jedną krótką rozmowę telefoniczną z panią z urzędu, decyzja przyszła też pocztą, nie musiałam stawiać się na  żadne komisje, nie widziałam na oczy żadnego urzędnika, nikt mnie w domu nie odwiedzał, żeby sprawdzać, jak mieszkam ani czy to, co napisałam, jest prawdą. 
System jest tak skonstruowany, że przynajmniej w przypadku dzieci, jest zapewniona odpowiednia szkoła, nawet dla dzieci bardziej zaburzonych, system świadczeń zapewnia godne życie nawet dla rodzica, który decyduje się na rezygnację z pracy, wprawdzie zasiłek opiekuńczy jest dość niski, ale drugie tyle można sobie dopracować, do tego są świadczenia pielęgnacyjne na przyzwoitym poziomie (stopniowane zależnie od poziomu niepełnopsrawności) całkowicie niezależne od dochodu, różne dodatki (np. coś w rodzaju zniżki podatkowej dla mniej zarabiających, warunkiem jest, że jeden rodzic pracuje), dopłaty do kosztów utrzymania mieszkania, darmowe przejazdy komunikacja miejską i pociągami, i kilka jeszcze innych rzeczy. Finansowo nie można narzekać, jedynie czego mi brakuje, to porządnej terapii i rehabilitacji. Specjaliści są głównie od doradzania, przynajmniej w przypadku dzieci autystycznych (nie wiem, jak to jest w przypadku dzieci leżących i ciężko chorych, które wymagają 24 godzinnej opieki i pielęgnacji), jeśli nawet prowadzą jakieś terapie to są to bloki np. 6-tygodniowe 1 godzina w tygodniu (Kamil miał jeden taki blok terapii zajęciowej na początku diagnozowania, potem dostaliśmy kilkanaście ćwiczeń do domu, plik ulotek i tyle), zaraz po diagnozie specjaliści stwierdzili, że nie są już potrzebni i nas wypisali. Jedyną formę terapii, jaką dziecko tutaj ma, zapewnia szkoła. Szkoły specjalne mają znacznie większe możliwości, bo na miejscu jest psycholog, pedagog, logopeda, natomiast szkoła, do której chodzi Kamil, jest taką szkołą pół-specjalną, czyli mieści się w budynku zwykłej szkoły, ale ma oddzielne wejście i klasy i jest częściowo niezależna, klasy mają tylko około 6 uczniów i 2 nauczycieli, ale np. lunch jedzą na wspólnej jadalni, są wspólne imprezy, dzieci ze zwykłej szkoły przychodzą do nich czytać im książki, jest pewna integracja dzieci zdrowych z niepełnosprawnymi. Prywatnie jest sporo ośrodków, stowarzyszeń, są wyjazdy wakacyjne specjalnie dla autystów, fundacje pomagające rodzinom z dziećmi niepełnosprawnymi, nawet terapie, ale nie wszędzie jest do nich dostęp i są stosunkowo drogie. Ogólnie mam wrażnie, że tutaj autyzm to autym, nic się z tym nie da zrobić i trzeba nauczyć się z nim żyć. Ale samo życie jest spokojniejsze, nie ma tej ciągłej walki, stresu, gonitwy.

poniedziałek, 31 marca 2014

113.


Kamil pewne rzeczy łapie w lot, a o niektórych można mu przypominać kilkadziesiąt razy i dalej o nich nie pamięta.
Najpierw o tej pierwszej grupie. Kilka razy dałam Kamilowi do komputera owoce, powiedziałam mu, że ma jeść jedną ręką, a drugą obsługiwać pad, bo mokry przestaje działać. Kamil na takie błahostki zupełnie nie zwraca uwagi, więc co jakiś czas słyszałam wrzask z pokoju, że nie działa! Przynosiłam mu chusteczkę, wycierałam pad, żeby tylko nie doszło do większej histerii. Za kolejnym razem olśniło mnie, bo dlaczego to ja mam biegać do niego, przecież może to zrobić sam. Powiedziałam mu, że nastepnym razem jak mu pad przestanie działać, to zamiast wołać mnie, ma sobie sam wziąć chusteczkę z przedpokoju i wytrzeć. Za jakiś czas czy nastepnego dnia, już dokładnie nie pamiętam, Kamil zrobił sam dokładnie to, co mu powiedziałam, bez wołania mnie i wrzasku i pamięta o tym do dziś. 
Druga taka sytuacja z ostatnich dni. Kupiliśmy mu specjalną poduszkę do siedzenia, którą można dowolnie ukształtować, np. w fotel, bo najczęściej oglądał telewizję z nosem w ekranie i co chwilę musiałam mu przypominać, że ma się cofnąć, a poduszkę może sobie położyć w dowolnej odległości i usiąść wygodnie. Ostatnio do każdego posiłku musi koniecznie coś oglądać, więc na kolację najczęściej przynoszę mu poduszkę i stawiam talerz na małym stoliku obok, ale w stosunku do siedziska poduszki jest on dość wysoki i Kamilowi nie jest zbyt wygodnie sięgać po jedzenie, więc mu powiedziałam, że jak chce to może sobie talerz położyć na kolanach. Następnego dnia sam wziął sobie talerz i położył na kolanach.
A o czym Kamil notorycznie zapomina? Zgasić światło w łazience i zamknąć drzwi :-) Teraz już mu nie przypominam, tylko pytam, czy nie zapomniał o czymś i dopiero wtedy mu się przypomina i to robi :-) Trwa to już dobrych kilka miesięcy.

środa, 19 marca 2014

112.

Dziś mieliśmy małą akcję z serii głupawkowych, czyli wielkie halo o nic. Wczoraj Kamil miał jako zadanie domowe wyszukać kilka słów na literowej planszy, po czym kazał sobie zrobić podobną z dziedziny kosmologicznej, więc żeby było szybciej matka wzięła kartkę, długopis i linijkę i zrobiła szybką wyszukiwankę ręcznie. Kamil miał zajęcie na pół godziny. Zrobił całą, choć mu powiedziałam, że nie musi, a było tam prawie 20 słów do odnalezienia z tematyki kosmicznej. Na dziś zażyczył sobie wyszukiwankę zwierząt z farmy. Zrobiłam ją tym razem na komputerze, żeby była bardziej czytelna i można było szablon wykorzystać potem ponownie, wydrukowałam i położyłam na mojej stercie papierzysk, żeby była gotowa jak Kamil wróci ze szkoły. Akurat była u mnie siostra jak przypomniał sobie o wyszukiwance, więc powiedziałam mu gdzie jest i żeby sobie sam wziął. Poszedł, szuka i nie ma, idę ja, szukam, nie ma, myślę, czy mam już sklerozę, bo może gdzie indziej położyłam, szukam w innych miejscach, no nie ma, potem przyszło mi do głowy, że może wpadła za szafkę, ale nie dało się jej odsunąć, bo jest za ciężka, a zajrzeć też się nie dało. Najprostsze rozwiązanie, wydrukowałam jeszcze raz. O, nie dla Kamila! Bo to już nie jest ta sama kartka, on chce tamtą pierwszą i mam ją znaleźć. Jęczał mi tak, kombinował, gniótł kartkę, wyrywał kawałeczki, wściekał się, żadne tłumaczenia nie działały, w końcu ją do kosza wyrzucił i dalej jęczał. Już zaczęłam kombinować, jakby tutaj po kryjomu trzecią kartkę wydrukować i powiedzieć, że to ta pierwsza się znalazła :-) ale jęczek łaził za mną cały czas, więc nie było jak. Próbowałam go więc uspokoić, najpierw kazałam mu iść do jego pokoju, nic, potem przestałam się do niego odzywać mając nadzieję, że jak nie będziemy o tym gadać to mu przejdzie samo, na co on do jęczenia dołączył piski, w końcu wpakowałam go do łóżka, przykryłam kołdrą i zaczęłam łaskotać, tarmosić i przyciskać, głupawka wyparowała w 5 minut :-) Po wszystkim Kamil stwierdził coś w tym stylu, że zamykanie w pokoju nie daje mu mądrości, a łaskotanie daje :-) Po czym poszedł do kuchni, wyjął z kosza wygniecioną kartkę i zabrał się do rozwiązywania krzyżówki :-)

wtorek, 11 marca 2014

111.


Urodzinowe imprezowanie zakończone, prezenty rozdane, tort zjedzony :-) Balony urodzinowe w pokoju Kamila pewnie jeszcze powiszą tak z pół roku, chyba że wcześniej powietrze z nich zejdzie, banerki może zdejmiemy tak około Wielkanocy, w końcu 8 lat ma się cały rok :-)

Powoli wracamy do rzeczywistości. Kamil znacznie spokojniejszy ostatnio, może to powrót do codziennej rutyny, a może to już ten lepszy wiosenny czas nadszedł, oby. W przyszłym tygodniu mam spotkanie w szkole, zobaczymy, jak tam postępy Kamila. Ostatnio kilka razy płakał wieczorem, że nie chce iść do szkoły, bo pani mu daje za trudne zadania, kombinował, że jak będzie chory, to nie pójdzie do szkoły albo żebym go zabrała przed gimnastyką. Pisałam do szkoły, o co chodzi, bo wcześniej nic takiego się nie zdarzało, wręcz odwrotnie, Kamil sprawiał wrażenie, jakby mu było zupełnie obojętne, czy zadanie wykona czy nie, czy zrobi dobrze czy źle, tłumaczyłam mu też kilka razy, że pani na pewno nie daje mu zadań, których nie umiałby zrobić, ale czasem trzeba włożyć więcej wysiłku w ich rozwiązanie, a poza tym zawsze może poprosić o pomoc, jak czegoś nie umie. Jest chyba trochę lepiej, bo ten tydzień bez płaczu jak na razie.

Na koniec jeszcze urodzinowy Kamil zajadający się tortem :-)



wtorek, 25 lutego 2014

110.


Jutro zaczynamy urodzinowe świętowanie :-) Kamiś już od kilku dni oczekuje urodzin, przejęty byciem już dużym samodzielnym chłopakiem. Dziś nawet chciał czekać do północy, żeby zobaczyć, jak mu się głos zmienia, haha! Wytłumaczyłam mu, że głos mu się zmieni dopiero za kilka lat. Jutro rano będzie też pierwszy prezent, kolejne w czasie urodzinowej imprezki. W sobotę planujemy poranne wyjście do kina na „Lego movie”, mam nadzieję, że nie będzie za dużo ludzi i Kamil wytrzyma cały seans. Obejrzał już wszystkie zwiastuny po kilka razy, więc chyba nudzić się nie będzie.  A potem wyczekiwany zestaw Lego z filmu :-)
A ja dziś cały dzień eksperymentowalam w kuchni, żeby przygotować bezglutenowe i bezmleczne babeczki na jutro do szkoły, pierwsza partia poszła do kosza, ale dwie kolejne wyszły całkiem ok, udekorowałam je i oto efekt:




Teraz czeka na mnie trudniejsze zadanie - zmierzenie się z tortem :-)

sobota, 15 lutego 2014

109.


Dziś rano rozmowa o Walentynkach.

-         Kamisiu, na Walentynki przygotowuje się kartki z czerwonymi serduszkami... – zaczęłam wyjaśnienia.
-         I z Erosem – dokończył Kamil :-)

U nas dziś spóźnione walentynkowe świętowanie, mam nadzieję, że Kamil nie obklei całego domu czerwonymi serduszkami i innymi... rysunkami :-)

sobota, 8 lutego 2014

108.


Dziś o zasadach i o tym, że słowo pisane ma większą moc niż słowo mówione. Obrazki też mają moc, ale jako że Kamil nieco piśmienny i czytalny już jest, więc zasady owe zapisujemy i wieszamy na drzwiach jego pokoju. Przestrzeganie tych zasad natomiast to już inna bajka, zarówno ze strony Kamila jak i z powodu naszej nie do końca konsekwentnej postawy :-)
Pierwsze spisane zasady siegają czasów gdzieś tak sprzed około 2-3 lat, gdy pewnego grudniowego dnia wkurzyłam się na maksa i ustaliłam NOWE ZASADY. Po około 2 dniach Kamil znał już wszystkie zasady na pamięć, chętnie je kazał sobie czytać traktując je trochę jak zabawę. Było tam między innymi, że sam chodzę do toalety na siku, a pomagamy tylko przy tej drugiej sprawie. Do tej pory było pytanie Kamila kilkanaście razy dziennie, czy chce do toalety, wnikliwe obserwacje jego zachowania w celu dostrzeżenia oznak świadczących o potrzebie pójścia do łazienki czy zaprowadzanie go tam na siłę przy wtórze głośnych protestów, że przecież nic mu się absolutnie nie chce, sam nigdy tam nie poszedł. Po spisaniu i wywieszeniu NOWYCH ZASAD Kamil w pewnym momencie sam wstał i sam poszedł do łazienki załatwić co trzeba, tak zwyczajnie jakby to robił od zawsze i od tamtej pory nie mamy problemów z korzystaniem z toalety (czasami zdarzają się wpadki, ale są raczej w mniejszości).
Ostatnio po styczniowych problemach w szkole z biciem nauczycielki i kopaniem kolegów spisaliśmy po dwóch stronach kartki dwoma kolorami – co wolno robić w szkole (na zielono) i czego nie wolno (na czerwono). Zasady zadziałały prawidłowo, chociaż 2 dni temu musieliśmy je sobie odświeżyć, bo znów pojawiło się niefajne zachowanie w drodze do szkoły (przyczynę wiążę z tym, że poprzedniego wieczoru Kamil obejrzał cały 1.5 godzinny film w telewizji, do tego grał trochę na komputerze i tablecie, czyli w sumie miał sporo mediów, co mogło go pobudzić i stąd te zachowania).

środa, 5 lutego 2014

107.


Muszę zacząć zapisywać na bieżąco wszystkie fajne stwierdzenia Kamisia, poniżej jedno z dzisiaj:

- Ja mam taki dubbing w szkole, zmieniam w menu mój język na angielski :-)

sobota, 1 lutego 2014

106.


Dziś byliśmy u mojej siostry na urodzinach jej synka, siedzieliśmy w salonie, Kamil był głównie z nami, w pewnym momencie wyszedł z pokoju i poszedł do sypialni. Po kilku minutach moja siostra poszła zajrzeć, co on tam robi, bo było dość cicho, leżał sobie na łóżku, coś tam oglądał. A że dla mnie zbyt długa cisza zawsze jest niepokojąca, więc po kolejnych kilku minutach poszłam znów zajrzeć do niego, wchodzę do pokoju, a on stoi na łóżku przy otwartych na ościerz oknach... Sam je otworzył, bo były na pewno zamknięte. Nie wiem, kiedy je otworzył i aż nie chcę myśleć, co mogłoby się stać, gdybym przyszła 1, 2 czy 5 minut później... A to jest 4-te piętro... Dobrze, że w dolnej części była część okna nieotwieralna, więc ta otwarta nawet stojąc na łóżku siegała mu gdzieś trochę powyżej pasa, co może nieco utrudniłoby mu wychylanie się, ale na pewno nie przeszkodziło... Wciąż mam przed oczami obraz pustego pokoju i otwartych okien...
My na szczęście mieszkamy na parterze i przynajmniej w pokojach mamy okna nieotwieralne, a przez małe lufciki na górze raczej się nie przeciśnie, a jakby kiedykolwiek przyszło mu go głowy wychylać się przez okno w kuchni lub łazience, to daleko nie spadnie, bo na kosze na śmieci, więc przynajmniej tutaj jestem spokojna. Ale czy jestem w stanie przewidzieć wszystkie jego głupie pomysły? Nie przewidziałam tego, że on sam otworzy okna, bo nigdy tego nie robił, więc założyłam, że nie umie i zamknięte okna są bezpieczne. Chyba wciąż traktuje go jak małe dziecko, a nie jak 8-latka, który ma swój rozum i coraz więcej kombinuje. 

środa, 22 stycznia 2014

105.


Od poniedziałku Kamil ma gorsze dni w szkole, po raz pierwszy chyba odkąd zmienił szkołę pojawiły się zachowania agresywne, rzucanie krzesłem, odmawianie wykonywania poleceń czy uderzanie nauczycielki. Sama nie wiem, skąd te zachowania i jak mam im przeciwdziałać. W domu Kamil nie jest agresywny, choć ostatnio były i histerie, i krzyki, jak czegoś nie chciał zrobić, rzucanie się na podłogę, wyrzucanie rzeczy, rwanie książek, ale nasilenie tych zachowań nie jest duże i dość szybko mijają.

Na razie odstawiliśmy mu całkowicie komputer i tablet, a TV ma tylko pół godziny wieczorem i tylko spokojne filmy mając nadzieję, że to go trochę wyciszy. Wczoraj zrobiliśmy też listę  rzeczy, które wolno i nie wolno robić w szkole, dziś nie zadziałało, zobaczymy, jak będzie jutro. Poza tym ostatnio miał znów problemy z zasypianiem, a wczoraj wreszcie zasnął spokojniej, bez przewracania się pół godziny w łóżku.
I jeszcze jedna rzecz, od około miesiąca nie podawałam Kamilowi probiotyku mając nadzieję, że organizm sam będzie teraz prawidłowo pracował, niestety pojawiły się zaparcia, może to też frustrowało Kamila w szkole, bo niekomfortowo się z tym czuł, więc od wczoraj znów mu zaczęłam podawać.
Czekam z niecierpliwością na wiosnę mając nadzieję, że wraz z nią poprawi się też funkcjonowanie Kamila.

niedziela, 19 stycznia 2014

104.


Od dwóch tygodni próbujemy na nowo wbić się w rytm szkolno-ćwiczeniowy, ale opornie nam to idzie. Kamil często odmawia współpracy, nie chce robić tego, na co nie ma ochoty, w weekend mieliśmy dwie histerie z płaczem i rzucaniem się na podłogę z zupełnie błahego powodu, nagła zmiana nastroju i zupełnie inne dziecko. Poza tym wróciły problemy z zasypianiem, Kamil wieczorem długo kręci się, wierci, gada, piszczy zanim zaśnie, a potem rano ciężko go do szkoły dobudzić, na szczęście (odpukać) całą noc przesypia spokojnie bez wybudzania.

Wydaje mi się też, że trochę bardziej niewyraźnie teraz mówi, jakby coś w buzi mu przeszkadzało, może to dlatego, że często trzyma tam coś (np. malutki kawałek jedzenia) i miętosi, a jak mu każę wypluć to jest krzyk. Po chorobowych świętach Kamil znów jest podziębiony, ma lekki katar i kaszle, poję go syropem z cebuli i czosnku i mam nadzieję, że mu w końcu przejdzie na dobre, ale do szkoły chodzi normalnie.

Ja wreszcie byłam na pierwszej rozmowie w sprawie pracy, po 3 miesiącach. Wprawdzie dużo aplikacji przez ten czas nie wysłałam, zaledwie kilka, ale jak do tej pory nie było odzewu. Było 7 kandydatów na to miejsce, ja na razie dostałam informację, że wybrali mnie jako rezerwowego kandydata, to znaczy, że ktoś był lepszy od mnie, ale wciąż jest szansa, bo na początku lutego będzie druga rekrutacja na podobne stanowisko, w której ja też prawdopodobnie będę brała udział. Nie wiem tego na pewno, ale tak sobie wydedukowałam, bo także na rozmowie powiedzieli mi o tym, że osoby z obu rekrutacji będą rozpatrywane na oba stanowiska. W sumie druga osoba na 7 kandydatów to całkiem dobry wynik :-) Nie nastawiam się ani pozytywnie, ani negatywnie, czekam, co będzie dalej, a w międzyczasie szukam i wysyłam dalej.

niedziela, 5 stycznia 2014

103.


Zbieram sie do pisania, zbieram i zebrać się nie mogę... Oby cały rok nie był taki leniwy. Kamiś jutro wreszcie wraca do szkoły, więc trochę odetchniemy, choć on nie jest z tego powodu zadowolony. Przez te 2 tygodnie miał tatę dla siebie prawie non stop, a teraz znów zostaną dla nich tylko weekendy, dziś nawet rozpłakał się, że jak jutro wróci ze szkoły to taty nie będzie w domu. Ale cóż, na razie tak musi być, nie ma innej opcji.
Z tatą grają razem w gry, układają historyjki, które tata potem rysuje i powstają książeczki, sami wymyślają swoje gry, budują z klocków, malują, kotłują się w łóżku, tata na dużo pozwala, mało zabrania i niewiele wymaga. Od tych spraw jest mama, która uczy, terapeutyzuje, wymyśla zadania, zabawy jak najbardziej edukacyjne, stawia granice, pilnuje konsekwencji. Nic dziwnego, że tata jest zdecydowanie atrakcyjniejszym kompanem do zabawy niż mama :-)

To tyle na dziś :-) Pomyślności w Nowym Roku!