piątek, 30 października 2015

145.

Co u nas? Dzieje się, dzieje... Poważne zmiany nas czekają. Przede wszystkim mnie i Kamila. Bo D. już się cieszy i widzi swoją przyszłość w różowych barwach :-) Mam nadzieję, że zmiany pozytywne...
Ja pracuję już prawie 2 miesiące. Oj, ciężko było mi się przestawić i na nowo wszystko zorganizować. To właśnie moja praca trochę namieszała nam w życiu. Na co zresztą sama zgodziłam się już wcześniej przyjmując ją. W sumie nie miałam specjalnie wyjścia, bo albo biorę ją z ewentualną perspektywą przeprowadzki albo dalej siedzę w domu bez pracy... Mój szef starał się o przeniesienie do Edynburga i dostał, a w związku z tym ja też od nowego roku będę musiała się tam z nim przenieść. Czeka nas więc przeprowadzka prawdopodobnie tuż przed Świętami Bożego Narodzenia. Znaleźliśmy już mieszkanie do wynajęcia, załatwiamy teraz formalności, bo wymagają różne dokumenty potwierdzające zatrudnienie, referencje i takie tam, jak wszystko będzie w porządku to na początku grudnia prawdopodobnie podpiszemy umowę. Mieszkanie nie jest w samym Edynburgu, bo ceny tam są dość wysokie, więc zdecydowaliśmy się szukać w okolicznych miasteczkach. Do pracy będę miała około 20 minut samochodem, do centrum Edynburga podobnie, więc nie jest źle, a na pewno będzie spokojniej i ciszej niż w dużym mieście (teraz mieszkamy przy dość ruchliwej ulicy, którą samochody jeżdżą cały czas aż do późnej nocy).
Kamila czeka zmiana szkoły. Nie jest to takie proste, bo to nie jest zwykła szkoła. Skontaktowaliśmy się już z psychologiem edukacyjnym, który będzie sprawdzał potrzeby edukacyjne Kamila i zdecyduje, do jakiej szkoły go wysłać. Nie ma gwarancji, że dalej będzie tak jak teraz w unicie, druga kwestia to dostępność miejsc. Nie myślę teraz, jak to będzie, mam nadzieję, że ta zmiana szkoły wyjdzie mu na dobre. Obecna szkoła niby nie jest zła, ale nie jest też rewelacyjna, bywały problemy, więc zobaczymy. Czekają nas więc trudne dwa miesiące. Brrr, pakowanie, rozpakowywanie, nie lubię!

środa, 12 sierpnia 2015

144.

Jutro pierwszy dzień szkoły. Kamil już się nie może doczekać, ja też (ale z innych powodów :-). Zresztą moje wakacje też kończą się za nieco ponad 2 tygodnie, a jeszcze tyle rzeczy mam do załatwienia. Ale cieszę się na tę zmianę, kontakt z ludźmi, nowe wyzwania, no i finansowo trochę się odbijemy, tym bardziej, że w tym roku wszystko po kolei nam się psuje, komputer, osuszacz, kosiarka, żelazko, toster, teraz na wyjeździe do Polski jeszcze pękł mi ekran od laptopa.
Wyprawka szkolna tutaj to mundurek, buty, strój na gimnastykę, plecak, pudełko na drugie śniadanie, w ciągu roku dokupuję czasem koszulki czy spodnie, jak Kamil zniszczy albo wyrośnie (ostatnio, oj, rośnie!), reszta, czyli przybory i książki zapewnia szkoła, więc dużych wydatków nie ma. Może w tym roku uda się znaleźć dla Kamila jakieś zajęcia dodatkowe po szkole i musimy się dowiedzieć o możliwość przystąpienia do Pierwszej Komunii, wiem, że w jednym z kościołów są zajęcia przygotowawcze z polskim księdzem, ale jak to miałoby wyglądać w przypadku Kamila to nie wiem.

niedziela, 9 sierpnia 2015

143.

Strona terapeutyczna turnusu. Jadąc na turnus nie oczekiwałam (tak jak chyba 3 lata temu), że nauczę się jak pracować z Kamilem, wiedziałam, że te 2 tygodnie nie zastąpią całego roku terapii, może też dlatego uważam ten wyjazd za udany. Przede wszystkim terapeutka prowadząca miała okazję poznać wreszcie Kamila osobiście, bo wcześniej kontakt mieli głównie przez internet i mam nadzieję, że będzie to dla niej pomocne w układaniu dalszego programu terapeutycznego. Ogólna opinia o Kamilu jest bardzo pozytywna, wszyscy terapeuci zgodnie stwierdzili, że go uwielbiają :-) i mają nadzieję zobaczyć go za rok na koloniach (bez rodziców) !!! Rodzice, póki co, Kamila na koloniach nie widzą... Potrzebna jest przede wszystkim praca nad jego samodzielnością, ogarnięciem jego rozkojarzenia i mnóstwa myśli w ciągu sekundy, nauki skupienia się na danej czynności, wypracowania codziennej rutyny, czyli porannego wstawania, przebierania, mycia. Kamil nie ponaglany wielokrotnie mógłby cały dzień chodzić w piżamie albo biegać na golasa, nie ma dla niego znaczenia, w co się ubierze, czy ma czyste ręce albo buzię lub ubranie, takie podstawowe rzeczy.
Oprócz takiej ogólnej terapii Kamil miał jeszcze arterapię, muzykoterapię, zajęcia ruchowe i dogoterapię. Pierwsze trzy terapie to w zasadzie tylko takie liźnięcie tematu, bo 3 spotkania po 25 minut to zdecydowanie za mało, żeby można było to nazwać terapią. W każdym razie dowiedzieliśmy się, że Kamil jest bardzo muzykalny, twórczy, ma dużą wyobraźnię. Wcześniej już myśleliśmy, że może warto spróbować uczyć go gry na jakimś instrumencie, może gitarze, bo bardzo był nią zaciekawiony, jak zobaczył ją u naszej logopedki.
Z dogoterapią wiązaliśmy spore nadzieje, bo ostatnio bardzo nasilił się u Kamila lęk nie tylko przed psami, ale przed wszelkimi zwierzętami, bał się gołębi, kaczek, łabędzi, nawet wiewiórek. Miał jedne zajęcia indywidualne i kolejnych kilka zajęć w małych grupach. Zaczęło się niezbyt ciekawie, o czym pisałam wcześniej, ale z czasem Kamil powoli oswoił się z psem na tyle, że odważył się go pogłaskać, uczesać, a nawet podobno przytulił się do jego głowy :-) Jak wyjeżdżaliśmy to akurat dogoterapeutka wychodziła z psem na spacer, Kamil odważył się jedynie na muśnięcie go czubkami palców wyciągniętej ręki :-) Dla nas to i tak duża odwaga, bo wcześniej panikował na widok psa na drugim końcu parku. Teraz jest zdecydowanie lepiej, Kamil już tak panicznie nie boi się psów, nawet potrafi spokojnie koło psa przejść jeśli ten nie zwraca na niego uwagi, przestał też bać się gołębi i wiewiórek :-) Szkoda, że tutaj nie mamy możliwości zapisania go na dogoterapię. Cały czas myślimy o ewentualnym kupnie psa, nawet otrzymaliśmy kilka cennych rad, jak takiego psa wybierać, ale na razie musimy wstrzymać się z decyzją do czasu aż wyjaśni się sprawa mojej pracy i ewentualnej przeprowadzki, bo nie wszędzie w wynajmowanych mieszkaniach pozwalają trzymać psa.
Kolejna pozytywna rzecz to taka, że Kamil sam potrafił nawiązać kontakt ze starszymi chłopcami, bawił się z nimi wspólnie, rozmawiał, biegał po ośrodku i wreszcie odważył się oddalić od nas, bo do tej pory to musiał mieć nas zawsze w zasięgu wzroku, nasze zniknięcie choć na chwilę wywoływało u niego panikę. Nie obyło się też bez konfliktów i Kamil oberwał dwa razy, ale częściowo była to jego wina, bo nie potrafił zaakceptować tego, że ktoś inny nie ma już ochoty na zabawę. Niestety w domu też jest wiele takich sytuacji, że Kamil zupełnie nie liczy się z tym, co czuje i czego chce druga osoba, ważne jest tylko to, co on chce. Nad tym też musimy popracować.
W sumie jestem zadowolona z turnusu. Zobaczymy, co będzie w przyszłym roku, czy kolonie!? Raczej myślimy o turnusie takim, gdzie dziecko uczy się samodzielności. Bo my chyba też potrzebujemy bata, żeby go w tych samodzielnych czynnościach nie wyręczać, bo tak łatwiej i szybciej i żeby wciąż nie traktować go jak małe dziecko, bo on za pół roku skończy 10 lat! 

niedziela, 2 sierpnia 2015

142.

Za miesiąc kończą sie moje 2-letnie wakacje i wracam do pracy :-) Już zaczęłam przyzwyczajać się do myśli, że nie wrócę do zawodu i szukałam innych możliwości pracy, ale cieszę sie z takiego obrotu spraw, bo jednak było trochę żal. Wprawdzie dostałam 3-letni kontrakt, ale teraz znając sytuacje na rynku pracy, będę starała się wcześniej szukać możliwości jego przedłużenia. Poza tym być może szykuje nam się jeszcze jedna zmiana związana z moją pracą. Mój szef stara się o posadę w Edynburgu i jeśli ją dostanie, to ja będę musiała się tam z nim przenieść, wtedy możliwe, że zdecydujemy się na przeprowadzkę. To wszystko ma się rozstrzygnąć w ciągu najbliższych kilku miesięcy. 

niedziela, 26 lipca 2015

141.

Wczoraj był ostatni dzień turnusu, a noc spędziliśmy już w Szkocji. Podróż zajęła nam prawie 16 godzin, a podobno samolotem podróżuje się bardzo szybko. Samolot był opóźniony ponad 2 godziny z powodu burzy nad Warszawą, więc w Glasgow byliśmy przed północą. Kamil zniósł wszystko bardzo dzielnie, mieliśmy jedynie dwa trudniejsze momenty i pomimo zmęczenia humor mu dopisywał. 
O turnusie jeszcze napiszę, a jutro mam rozmowę w sprawie pracy :-) Pod koniec czerwca mój były szef zadzwonił do mnie z informacją, że szuka pracownika na 3-letni kontrakt i czy jestem zainteresowana. Oczywiście odpowiedziałam, że tak, bezsensownie byłoby nie skorzystać z tej propozycji, gdy tak trudno o pracę. Poza tym skoro sam się ze mną skontaktował, to znaczy, że mnie chce i docenia moją pracę, to bardzo budujące. Nie bardzo wiem, czy będzie to oficjalne interview czy raczej luźna rozmowa, w każdym razie i tak nie miałam kiedy się do tej rozmowy przygotować, więc będę improwizować. Trzymanie kciuków wskazane :-)

środa, 22 lipca 2015

140.

Soboty c.d. Ponieważ Kamil uparl się, że chce iść na kąpielisko, spakowalismy torbę i poszlismy na przystanek. Darek pojechał wcześniej do Zakopanego, więc byliśmy tylko we dwoje. Już czekając na busa w oddali zobaczyliśmy pierwsze błyskawice, ale Kamil nawet nie chciał słyszeć o powrocie do pensjonatu. Kupilismy bilety na własną odpowiedzialność, bo już ewidentnie zbierało się na burzę. Ledwie zdazylismy się przebrać, zaczęło padać. Kamil w doskonalym humorze, całkowicie zdeterminowany czekać na poprawę pogody. Stalismy tak pod daszkiem w tłumie innych zdeterminowanych plazowiczow około godziny oglądając pioruny, słuchając grzmotów i moknac w zacinajacym deszczu. Do wody nie można było wejść z powodu piorunów. Kamil ciągle powtarzał, że dużo ludzi czeka i mamy nadzieję, że doczekamy się końca burzy i że piorun w nas nie strzeli:-) 
No i wreszcie się doczekalismy, wprawdzie nieco zmoknieci, ale jakie to ma znaczenie, jak za chwilę i tak mieliśmy wejść do wody, ważne, że Kamilowi humorek wciąż dopisywał pomimo, że zwykle jest bardzo niecierpliwy. Gwizdek ratowników zezwalający na wejście do wody spotkał się z ogólnym okrzykiem radości. Na dworze trochę się ochlodzilo, ale ponieważ były to baseny geotermalne, woda była bardzo cieplutka. Spedzilismy w wodzie około godziny, potem niestety znów zaczęło padać, więc zarzadzilam powrót. Gdy wychodzilismy widziałam, że basen jest znów pusty, choć to jeszcze nie była godzina zamykania, widocznie znów go zamknęli ze względu na burzę. Kamil i tak był zadowolony, trochę ponurkowal, trochę pozjeżdżał że zjeżdżalni, trochę się popluskal, widać było, że uwielbia wodę.

poniedziałek, 20 lipca 2015

139.

Weekend był typowo wypoczynkowy. W sobotę po śniadaniu pojechalismy na wycieczkę z przewodnikiem do Doliny Kościeliskiej (gdybyśmy wcześniej o niej wiedzieli, to nie pojechalibysmy tam sami kilka dni wcześniej, minus turnusu to brak informacji, o wszystkim dowiadujemy się tuż przed lub w trakcie). Kamisiowi, jak załapał, że nie jedzie na kąpielisko tylko Kościelisko (druga grupa jechała w tym czasie właśnie na kąpielisko, a pogoda tego dnia była taka, że tylko się moczyc w basenie), dobry humor minął. Od początku strasznie marudzil, szlismy na końcu z przystankami co chwilę, w końcu zglosilismy przewodnikowi, że się odlaczamy i wracamy sami. Doszlismy z Kamisiem kawałek za Jaskinię Mroźną, po czym Kamil ogłosił powrót. Jak poprzednim razem uciekał przed każdą mijająca nas bryczką i nie dał się namówić na przejażdżkę, tak teraz pierwszy do niej wskoczył :-) Tym sposobem już po 2 godzinach byliśmy z powrotem w pensjonacie (a wycieczka była zaplanowana na 5 godzin). Już w drodze powrotnej Kamil wydawał sie jakiś niewyraźny, okazało się, że dostał biegunki, zupełnie nie wiem od czego. W pensjonacie zaraz położył się do łóżka. Myślałam, że zaśnie, ale po około pół godziny lezenia zażyczył sobie coś do jedzenia. Tego dnia mieliśmy mieć dopiero pozniejsza obiadokolacje, więc dalam mu kanapkę, potem jeszcze zjadł prazynki, czekoladę, coś tam jeszcze, nie pamiętam i zarządził wyjazd na kąpielisko :-)
CDN...

niedziela, 19 lipca 2015

138.

Połowa turnusu za nami. Od kilku dni zrobiło się upalnie. W środę zrobiliśmy sobie wycieczkę do Zakopanego. Zwiedzilismy wystawę LEGO, makietę z pociągami, ale największe wrażenie zrobił na Kamilu domek do góry nogami. Oprócz tego, że chodzi się po suficie, a wszystkie meble, obrazy i sprzęty wiszą nad głowami, to jeszcze ściany i  podłoga są krzywe, że ma się wrażenie, że wszystko się kręci, kręci się w głowie jak na statku podczas sztormu :-)
W czwartek wieczorem zamiast kolacji był grill. Była to też okazja do bliższego pogadania z innymi rodzicami, Kamil też nawiązał kilka znajomości. Kilku chłopców bawiło się samolotem, Kamil się do nich dołączył, w pewnym momencie jeden z nich, chyba właściciel, chciał odebrać od Kamila samolot, a on nie chciał oddać, więc tamten scisnal mu rękę i wyrwał. Kamil powiedział nam, że chłopiec skurczył mu rękę :-) Później, gdy wracalismy już do pokoju, spotkalismy tego chłopca i Kamil powiedział mu, żeby go przeprosił. Chłopiec spojrzał na niego zdziwiony, więc Kamil wyjaśnił, że ma go przeprosić za to, że skurczył mu rękę. I chłopiec przeprosił :-) W sumie to była też wina Kamila, bo nie chciał mu oddać samolotu.
W piątek była krótka wycieczka po okolicy, ale dość męcząca dla Kamila ze względu na upał. Ogólnie musimy popracowac nad kondycja Kamila, bo jest bardzo mało wytrzymały i póki co o dłuższych wycieczkach pieszych nie ma co myśleć.

wtorek, 14 lipca 2015

137.

Dziś drugi dzień turnusu. Cały dzień nie padało, nawet na chwilę wyszło słońce, dopiero wieczorem pogoda się nieco popsuła. Dziś Kamil miał dogoterapie. Ciezko bylo. Piesek wielki, kudlaty, owczarek pasterski, sama bym go chetnie poglaskala. Kamil na początku nawet do salki nie chciał wejść, potem dał się namówić na wejście do środka, ale usiadł w najdalszym kącie. Wytrzymał tak całe pół godziny grając w gry i co chwilę zerkajac spod oka na psa. Na każde jego poruszenie kazał go ponownie zahipnotyzowac :-) Do tego nie pozwolił zamknąć drzwi od sali i kazał mi tam stać na straży. W tym tygodniu ma juz spokój od psa, ale w przyszłym ma być aż 10 godzin dogoterapii w grupach i nie wiem, jak Kamil to wytrzyma, poza tym będzie wtedy bez nas, tylko z terapeutami. 
Korzystając z pogody wybralismy się tuż po zajęciach do Doliny Kościeliskiej. Doszlismy aż pod Jaskinię Mroźną, jednak do niej samej nie weszlismy, po pierwsze mieliśmy za mało czasu, a poza tym bałam się reakcji Kamila, bo ostatnio bardzo lekliwy się zrobił i nie wiem, jakby zareagował na ciemne i ciasne tunele. 
Po obiedzie były warsztaty dla rodziców, potem plac zabaw, spacer, lody i zakupy. Po kolacji się rozpadało, więc cały wieczór spedzilismy w pensjonacie. 
Kamil tutaj bardzo ładnie śpi, bez problemu zasypia już około 22, choć chcielibyśmy go trochę dłużej przetrzymać, bo robi nam pobudkę o 7 rano. Ale sam woła pizamke i zasypia niemal natychmiast po przyłożeniu głowy do poduszki i nie przeszkadza mu ani zapalona lampka, ani moje chrupanie chipsów, ani nasze ciche, ale jednak rozmowy. 

poniedziałek, 13 lipca 2015

136.

Jesteśmy w Polsce od czwartku, a od wczoraj na turnusie rehabilitacyjnym. Nie napisze dużo, bo piszę z telefonu, laptop niestety uszkodził się w podróży i póki co nie da się go używać. Rok zepsutych sprzętów trwa. Pogoda jak na razie nie ciekawą, sporo pada, więc większość czasu spedzamy w pensjonacie. Zajęcia są tylko rano około półtorej godziny, a pozostały czas mamy wolny. Kamis ogólnie w dobrym nastroju, więc da się nawet odpocząć. Najgorzej z posiłkami, głównie obiadem, ale mam nadzieję, że damy radę i Kamil głodny chodził nie będzie. O stronie terapeutycznej trudno na razie cokolwiek powiedzieć, bo jesteśmy dopiero po pierwszym dniu. Jutro wielkie wyzwanie - dogoterapia. Kamil panicznie boi się psów, więc nie wiem, co będzie. To tyle na razie. Pozdrawiamy z Kościeliska!

piątek, 26 czerwca 2015

135.

Od środy Kamil ma już wakacje, niestety póki co pogoda zmusza nas do siedzenia w domu, co jest ostatnio sporym wyzwaniem, bo Kamil łatwy do ogarnięcia nie jest. Mam nadzieję, że pogoda trochę się poprawi i uda nam się częściej wychodzić. Tym bardziej, że od ponad miesiąca mamy autko, które ułatwia nam bardzo wiele rzeczy, możemy wybrać się w miejsca, w które dotąd nie chciało nam się jechać, bo godzinny dojazd autobusem z przesiadką w jedną stronę po to, żeby pobyć godzinę, skutecznie nas zniechęcał. Do tego czekanie na przystanku na trzeci z kolei autobus, który nie przyjeżdża, Kamil piszczący z powodu swojej nadwrażliwości na hałas czy wariujący ze zniecierpliwienia. Autem miasto zdecydowanie się skurczyło, w miejsce, gdzie autobusem jechało się godzinę, autem można dojechać w 20 minut.
Kamil nie od razu zaakceptował jazdę samochodem, albo może potrzebował czasu, żeby się do tej nowej, choć przecież pozytywnej sytuacji, przyzwyczaić. Na początku już po kilku minutach jazdy wołał, że nie może wytrzymać, że chce wysiąść, trzeba było się zatrzymywać, wysiadać. Do tego doszedł problem z kolanem. Po pierwszej naszej jeździe autem Kamil zaczął narzekać, że boli go kolano. Myślałam, że może się uderzył, bo miał z tyłu za ciasno, zaczęliśmy odsuwać fotel z przodu, żeby miał więcej miejsca, ale ból wciąż się pojawiał po dłuższej jeździe, czasami nawet Kamil płakał z tego powodu, co ciekawe ból mijał natychmiast po wyjściu z samochodu i zrobieniu kilku kroków (w domu bólu nie było w ogóle, czasami tylko pojawiał się rano po spaniu). Trwało to około tygodnia i samo ustąpiło. Podobne objawy bólu w kolanie Kamil miał zaraz na początku roku szkolnego (jeździ do szkoły taksówką), wtedy wiązałam to z rozbitym podczas naszego wyjazdu do Polski kolanem, choć sama rana była już zagojona, może podczas tamtego upadku doszło do jakichś mikrouszkodzeń, które co jakiś czas się odzywają. W każdym razie nie widzę żadnych innych problemów u Kamila związanych z poruszaniem się. Teraz Kamil już bez problemu wytrzymuje nawet dłuższą jazdę autem, ból jak na razie nie powraca, a samochód stał się świetnym miejscem do czytania książek :-) W domu trudno go do tego zmusić, po kilku minutach mówi, że jest zmęczony i ucieka, a w samochodzie potrafi i pół godziny czytać. Kamil preferuje czytanie po angielsku i takie książki chętniej wybiera, a ja chciałabym, żeby także umiał czytać po polsku, może lektury samochodowe trochę go do tego zachęcą, dlatego od czasu do czasu podrzucam mu tam coś polskiego, żeby nie miał wyboru i musiał po polską książkę sięgnąć :-)

środa, 17 czerwca 2015

134.

Zmiany, zmiany, zmiany, niespodziewane, super pozytywne :-) Może wreszcie jakoś się powoli to wszystko poukłada. Za tydzień początek wakacji, w lipcu lecimy do Polski na turnus rehabilitacyjny. U Kamila mały spadek formy ostatnio, problemy w szkole, nasilenie stymulacji i nadwrażliwości, mam nadzieję, że to po prostu zmęczenie szkołą, oby wakacje trochę go wyciszyły. Jak ogarnę sprawy na już to może uda mi się wreszcie zmobilizować do napisania. Pozdrawiamy!

czwartek, 30 kwietnia 2015

133.

Chwalę się :-)Tydzień temu zdałam wreszcie egzamin praktyczny i dziś otrzymałam  moje najprawdziwsze  prawo jazdy. Cztery egzaminy teoretyczne (tylko jeden oblany :-), wiele godzin jazd, zmiana instruktora, stresy,okresy  zniechęcenia, cztery podejścia do egzaminu praktycznego. Postanowiłam, że będę zdawać do skutku, tym bardziej, że samochód będzie mi wkrótce niezbędny ze względu na pewne plany, że tak powiem,  „zawodowe”.  Szansa, że znajdę pracę w swoim zawodzie, maleje z każdym  tygodniem, mam już ponad półtoraroczną przerwę, a w mojej specjalności taka przerwa nie jest dobrze widziana, może więc czas pomyśleć o jakimś  innym rozwiązaniu.

środa, 22 kwietnia 2015

132.


„Babcia dba, żeby dzieci były zdrowe, a dziadek – żeby były szczęśliwe” – to Kamilowa interpretacja dziecięcej wyliczanki: „Kosi, kosi łapci, pojedziemy do babci, babcia da nam serka, a dziadek cukierka” :-)

środa, 8 kwietnia 2015

131.


Po dosyć długiej przerwie kupiliśmy Kamilowi rower. Dobrze sobie radzi z jazdą na hulajnodze, ładnie trzyma równowagę, pedałowanie też wreszcie załapał, ćwiczyliśmy w domu na rowerze stacjonarnym, więc zdecydowaliśmy się spróbować. Na razie ma doczepione boczne kółka, żeby przyzwyczaił się do jazdy, oswoił z rowerem i nową sytuacją i nie zniechęcił się zbyt szybko. Codziennie staramy się robić rundkę na chodniku przed domem, ja cały czas muszę trzymać kierownicę (choćby jednym palcem), bo wtedy Kamil czuje się bezpieczniej. Jednak jazda zwykle nie trwa dłużej niż kilka minut, bo „moja pupa musi odpocząć” :-) Małymi kroczkami do przodu. Kamil tak ma ze wszystkim, nawet z pozoru proste rzeczy wydają mu się trudne i na początku wymagają asysty, poprowadzenia, żeby sam mógł się przekonać, że to nic trudnego, czy to hulajnoga, rower czy nowy soft-play.

niedziela, 5 kwietnia 2015

piątek, 27 marca 2015

129.


Kamil od jakiegoś czasu wszystko czyta. Nie że w ogóle, bo umie czytać już od dawna, ale zawsze w książkach czy gazetach to głównie obrazki oglądał, a jak był czegoś ciekawy to nam kazał czytać. Teraz bierze gazetkę i sobie sam czyta, czasem zmyśla, jak nie zna słowa albo zgaduje, ale większość czyta poprawnie. Obojętnie, po polsku czy angielsku. No i przeczytał na otwartej stronie mojego komputera: autism i padło pytanie: co to jest autyzm? Zdecydowaliśmy kiedyś, że dopóki Kamil sam nie zacznie pytać, nie będziemy mu mówić, że ma autyzm, ale jednocześnie nie będziemy w rozmowach unikać używania tego terminu, tak aby nie był dla niego kiedyś obcy. Wyjaśniłam mu mniej więcej w ten sposób, że to jest takie coś co siedzi w mózgu niektórych ludzi i każe im nieco inaczej się zachowywać i że w jego mózgu też to jest i dlatego macha łapkami jak się cieszy, piszczy i ma ataki jak jest hałas, nie lubi patrzeć na talerz z Peppą, nie lubi być dotykany, ale też dzięki temu ma bardzo dobrą pamięć, interesuje się wieloma rzeczami i ma bardzo dużą wiedzę. Wszystko potraktowałam w sposób zabawny naśladując te jego zachowania, co Kamila bardzo rozśmieszyło. Kamil nie dopytywał się dalej, ale zapewne kiedyś znów ten temat powróci.

środa, 25 lutego 2015

128.


9 lat... Kamil dziś mnie zapytał, czy jutro mu się głos zmieni :-) Przeciez jeszcze tak niedawno był dzidziusiem, a dziś ma prawie 135 cm, stopę niewiele mniejszą od mojej, śpi w dorosłym łóżku, dobrze, że wąs jeszcze się nie sypie...:-) Pierwszy tort na szkolne urodzinki zrobiony (według szczegółowej instrukcji solenizanta), dziś był też pierwszy prezent przedurodzinowy, jutro rano prezent urodzinowy, w sobotę drugi tort, prezenty pourodzinowe i domowa imprezka :-)


Sto lat!

poniedziałek, 9 lutego 2015

127.


Zauważyłam ostatnio, że im Kamil jest starszy tym ja mam mniej tematów do opisywania i coraz rzadziej pojawiają się notki na blogu. Postanowiłam więc skierować się w nieco inną stronę i przybliżyć autyzm z bardziej naukowej strony, a obecnie naprawdę sporo ciekawego się dzieje w tym temacie. Zainteresowanych zapraszam na stronę: autyzm-i-nauka.blogspot.co.uk  Zobaczymy, czy i jak to się rozwinie. Tutaj też będę zaglądać i pisać od czasu do czasu :-) Pozdrawiam wszystkich znanych i anonimowych czytelników!

niedziela, 18 stycznia 2015

126.


Wczoraj spadł śnieg. Pierwszy tej zimy, pierwszy tak duży od chyba 5 lat. Pięknie, biało, krajobraz jak z bajki... Postanowiliśmy więc zabrać dziecię na czekające na taką właśnie okazję od 5 lat w schowku sanki, pokazać mu taką kiedyś przecież zwykłą za naszego dzieciństwa zabawę, jazdę z górki na pazurki! Dziecię śniegiem było bardzo podekscytowane. Poszliśmy do parku, wybraliśmy niewielką górkę, dzieci innych całkowity brak, cisza, spokój, słońce przygrzewa. Dziecię zjechało raz po długich namowach, potem musiała zjechać mama, potem tata, do tego dopisana została cała filozofia, historyjka, trailer. Dziecię wymyśliło zabawę, której zasad tępi rodzice ani w ząb nie umieli załapać, co wywoływało u dziecka frustrację. Czemu on nie może po prostu zwyczajnie cieszyć się samą jazdą z górki? Po kilku wymuszonych zjazdach wśród wrzasków poszliśmy szukać innej górki, co by dziecięciu nie było nudno. Druga górka była już wyślizgana, łagodna, trochę dłuższa niż poprzednia, ale przez to fajniejsza (dla nas...). Sanki z dzieckiem trochę się rozpędziły, dziecko w krzyk, wywrotka, dziecko wrzeszczy, że to najgorszy dzień w jego życiu, że nie cierpi śniegu! Na drugi zjazd nie dało się namówić. Matka zarządziła powrót do domu, a dziecię w ryk, że chce na tamtą górkę. Po drodze była, więc zaszliśmy. Tylko jeden zjazd po długim zachęcaniu udało się zaliczyć. Powrót do domu. Dziecko od progu wrzask, że dziwnie palą go dłonie, że musi pod zimną wodę, że to przez upadek, że niepotrzebnie byliśmy na tych sankach! Trzeba tu nadmienić, że dziecko odmówiło kategorycznie założenia rękawiczek i całą drogę co chwilę schylało się po zimny śnieg, który brało gołymi rękami. Próbowałam wyjaśniać, że to nie wina upadków, ale przechłodzenia rąk przez zimny śnieg, ale nic nie docierało, łzy lały się jak grochy. Na siłę umyłam dziecku ręce i twarz w ciepłej wodzie, żeby trochę ogrzać, a dziecko w szale wściekłości zrzuciło z siebie całe ubranie i gołe wskoczyło z płaczem do łóżka. Dopiero po kilkunastu minutach dziecię się uspokoiło, dało się ubrać, zjadło ciepłą zupę i wróciło jako tako do siebie.
Kolejne takie zimowe atrakcje poprosimy za następne 5 lat...